Na wycieczkę za miasto w sobotnie przedpołudnie zawsze jeżdżę z fantazją. Wręcz ułańskim, nieskomplikowanym i wielkomiejskim polotem. Zabieram rodzinę, prowiant, gry planszowe dla dzieci, robótki ręczne dla żony, suchą karmę dla psa, kota i chomika. Dla siebie nic nie biorę. W końcu to przecież ja jestem animatorem tej imprezy rodzinnej. Ktoś musi się zająć koordynacją i przewidywaniem zagrożeń. Układam też plany, w międzyczasie, na następne peregrynacje familijne.
Nagle się okazało, że do zrealizowania następnego projektu weekendowego będę potrzebował Taxi Bagażowe. Pojedziemy nad Wieprz lub Krznę. Nie będzie to jednak jak zwykle zresztą, wyjazd banalny i zaciągnięty szarością. Nie jest to w naszym stylu. Rzecz odbędzie się z rozmachem. Stąd bagażówka na liście potrzeb. Sprinter wystarczy. Zresztą marka jest nieistotna. Byle wanna do środka weszła. Obiecałem mej lubej kąpiel nad rzeką. Ona boi się pijawek. Pijawek nie wyłapie z rzeki. Za to wannę wziąć z sobą mogę.
Balia, woda z plastrami cytryny i drinki w ananasie.